Czasem przychodzą takie dni jak dziś - tylko siedzę, patrzę i oczom
nie wierzę…
Jestem ekscentryczna, jestem świrem… ale wokół mnie to już
nie świry tylko nie wiem sama co… słabo mi… oj słabo…
Otwieram rano oczy i myślę, że znów muszę mierzyć się z tym
chorym światem…
Jak wiele ludzie potrafią zrobić pod publiczkę… jak bardzo
potrafią nawydziwiać, by tylko zbudować swój jakże genialny wizerunek w oczach
innych…
Jak potrafią skretynieć, by przypodobać się innym…
Czy to żałosne próby znalezienia środowiska, które nas w
końcu zaakceptuje? Nie ważne jakiego…
byle tylko nagiąć się tak, żeby się tam wpasować… Zatracamy siebie,
przejmujemy ich socjolekt, jaramy się jak dzikie kuny w porzeczkach…
Czy to jedyna droga żeby przetrwać? Udawać kogoś kim się nie
jest? Ulegać chorym trendom i fascynacjom? Naśladować kogo i co popadnie? Albo
wręcz przeciwnie – nieumiejętnie próbować iść pod prąd, wmawiając innym, że
jest się kimś oryginalnym, kimś ponad szarą masą, jakimś zakichanym
guru/trendsetterem/ch*uj wie kim, ale klękajcie narody przede mną…
Mam to w dupie! Otwieram drzwi, wysiadam...
Z poważaniem
Zołza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz