Muszę wam powiedzieć, że nie planowałem ostatnio zakupów żadnych perfum ale kiedy będąc w Superpharm przechodziłem obok półek z perfumami coś niebieskiego zwróciło moją uwagę. Były to perfumy ZIPPO - IntoTheBlue
Pierwsze wrażenie? "Cholera, czego to ludzie jeszcze nie wymyślą aby zarobić pieniądze, bazując na marce." Nie powiem, ciekawiło mnie co potrafili wymyślić producenci najlepszych i najbardziej rozpoznawanych zapalniczek na świecie. Więc skusiłem się i spryskałem. I co? I zdziwienie. Na prawdę fajny zapach.
Podejrzewałem, że będzie to zapach typowy dla facetów. Brutalny, męski, ciężki i duszący. Ale nie. Jest zupełnie inny i całkowicie do mnie pasujący. Można by nawet rzec, że są trochę uni-sex. Zapach przy
otwarciu jest niesamowicie czysty, klarowny, lekko cytrusowy z niewielką
domieszką zielonych akcentów. Bez problemu można wyczuć akordy bergamotki, jabłka i mandarynki. Następnie zapach po
około pół godziny przechodzi w nuty bazowe. Na mojej skórze pośród nut
serca najbardziej wyczuwalna jest śliwka. Świetnie będzie się łączył z jaśminem lub wanilią, z którą bardzo często można się spotkać w damskich perfumach. Dla mnie zapach idealny i zdecydowanie mój ulubieniec ostatnich dni. Zdecydowanie bije L'eau Par Kenzo 2, których używałem ostatnio z największą radością.
Muszę natomiast muszę powiedzieć,
że jeśli chodzi o flakon (czy jakkolwiek by się to nazwało) to jest na
prawdę z klasą. W zestawie 100ml dostaje się dwie buteleczki po 50ml do
samodzielnej wymiany oraz "body" którego dźwięk zamykania łudząco
przypomina dźwięk oryginalnego ZIPPO. Niestety otwieranie trąci
plastikiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz