poniedziałek, 9 września 2013

That was a sunny day - sunday

Trochę mi brakuje czasu na to, aby móc sobie wyjść w ciągu dnia na miasto, pospacerować, pooglądać mój piękny Kraków lub usiąść gdzieś na drinka czy kawę. Nie mówię już o tym, żeby wyjść na spokojną kolację. Jedynym takim dniem w tygodniu jest niedziela. W zasadzie nie ustalałem tego z Nią, ani Ona ze mną, ale oboje, poprzez milczącą aklamację, zgodziliśmy się na to, aby niedziela była dniem odpoczynku i leniwego egzystowania.

Taka też była jedna z ostatnich sierpniowych niedziel, kiedy to postanowiliśmy przespacerować się po mieście chociaż godzinę. Wpasowani w pogodę, gdyż słońce zabarwiało lekko powietrze na delikatną czerwień z kremem, błądziliśmy bez większego sensu po ulicach Starego Miasta. Pomimo, że było to jeszcze lato, i kalendarzowo patrząc w sile wieku, to czuć było w powietrzu jesień. Powietrze było gęste i suche lecz przyjemnie ciepłe i nie uporczywe. Dookoła było pełno ludzi, a na ich twarzach rysował się ten sam, co na naszych, grymas niechęci do nadmiernego ruchu. Wszyscy jakby rozumieli narzucony z góry stan rzeczy i wszechpotężną aurę, która otaczała przede wszystkim plac Św. Marii Magdaleny i akceptowali go bez większej ochoty do kłótni. To było naprawdę przyjemne popołudnie. Trochę magiczne, trochę filmowe...

Zdecydowanie nie szare i bez smaku. Zresztą zobaczcie sami:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz